Bank Pekao S.A. i Fundacja Powszechnego Czytania zapraszają najmłodszych do lektury książki „Porwanie złotówki”. Historia napisana przez autorkę literatury dziecięcej Justynę Bednarek, nie tylko bawi, ale i edukuje w zakresie finansów.
Głosu do audiobooka użyczyła Edyta Jungowska, a autorką ilustracji do książki jest Magdalena Koźlicka. Ponieważ ilustracja jest formą sztuki, poprosiliśmy Magdalenę, aby opowiedziała o swojej pracy i o tym, jak powstawały ilustracje do "Porwania Pani złotówki".
Kiedy dostała Pani propozycję zilustrowania bajki, która ma edukować dzieci w obszarze finansów, jakie były Pani pierwsze myśli o projekcie?
W pierwszej chwili pomyślałam, że będzie on na pewno dużym wyzwaniem! Na początku nie za bardzo potrafiłam sobie wyobrazić, jak przełożyć bohaterów aplikacji na styl bardziej ilustracyjny, książkowy. Jednak stopniowo coraz bardziej zaczęło mi się to klarować. Pomyślałam też, że to świetna sprawa, by dzieci już w tak młodym wieku mogły uczyć się, dlaczego racjonalne oszczędzanie i mądre planowanie wydatków są ważne i jak duże korzyści mogą przynieść. Doceniłam też, że mogę być częścią tego projektu.
Co Panią najbardziej zainspirowało w scenariuszu i w samej postaci Pani Złotówki? Czy od razu miała Pani pomysł na tę książkę?
Początkowo czułam pewne ograniczenia, ponieważ miałam tutaj do czynienia z już wymyślonymi bohaterami (powstała wcześniej aplikacja dla dzieci). Na szczęście jednak mogłam trochę odejść od pierwotnego stylu i nadać im trochę inny charakter. Na początku ilustracje były bardziej kolorowe, jednak doszliśmy do wniosku, że tę grupę wiekową zainteresuje coś bardziej „młodzieżowego”, stąd wybór uproszczonej palety kolorystycznej. Finalnie jestem zadowolona z tej decyzji.
Zdecydowanie bardzo zainspirowało mnie otoczenie (akcja rozgrywa się w lesie), ponieważ daje ono pole do wprowadzenia różnych „smaczków” równolegle do głównej fabuły. Chodzi mi tutaj o przewijające się robaczki, mrówki, świetliki, czy inne elementy dookreślające relacje między bohaterami (np. wystrój wnętrza chatki). Ponadto sam tekst jest humorystyczny, dzięki czemu ilustracje mogły być lekkie i przystępne dla młodego odbiorcy.
Rys. Magdalena Koźlicka
Rys. Magdalena Koźlicka
Rys. Magdalena Koźlicka
Jak wyglądała praca nad taką książką z punktu widzenia artystki?
Na początku rozmawiamy o pomysłach, następnie robimy makietę, którą uzupełniam o pierwsze szkice, aby zobaczyć, jak zaprezentuje się całość książki – jaka powinna być „gęstość” i rodzaj ilustracji (np. ilustracja na 1/4 strony, „ilustracja – detal”, ilustracja pełnostronicowa), która ilustracja będzie korespondowała z danym fragmentem tekstu, co wyróżnimy itd.
Dopiero po zaakceptowaniu takiej makiety lub poszczególnych szkiców przechodzę do finalnych ilustracji w kolorze. Bywa tak, że trzeba jeszcze nanieść jakieś poprawki na etapie gotowych ilustracji, jednak są to już sporadyczne przypadki. Właśnie dlatego najpierw prezentuję w miarę dokładne szkice, aby takich sytuacji unikać. Następnie przekazuję komplet ilustracji do graficzki, która zajmuje się składem książki.
W tym przypadku zaczęliśmy od wzorcowej ilustracji – ilustracji okładki, która jednak ostatecznie została zmieniona, ponieważ uznaliśmy, że powinna lepiej oddawać akcję z książki. Zwykle przy zleceniach książkowych prace nad okładką zostawiam na sam koniec, gdy mamy już wszystkie ilustracje, ponieważ może się okazać, że któraś grafika ze środka lub jej element bardzo dobrze sprawdzi się również jako okładka. Czasem jednak, ze względów promocyjnych (np. wcześniejsza zapowiedź książki), okładka potrzebna jest wcześniej.
Tworzone przez panią ilustracje są wyjątkowe i charakterystyczne. Jak określiłaby Pani swój styl?
Dziękuję, miło mi to słyszeć. Wolałabym unikać określania swojego stylu jednym słowem czy zdaniem. Oczywiście, jest jakiś zakres tematów, które bardziej lubię eksplorować, określone motywy i kolory, które przewijają się w większości projektów, a także sposób podejścia do postaci. Jednak według mnie styl to coś bardziej organicznego, co cały czas wraz z człowiekiem ewoluuje. Możliwe, że pewne elementy będą zanikać, inne będą się bardziej uwidaczniać. Mam nadzieję, że sama jeszcze się kiedyś zaskoczę tym, co stworzę przy okazji jakiegoś projektu własnego lub dla klienta. Ponieważ nie żyjemy w próżni, również zlecenia, nad którymi pracujemy, w pewnej mierze mogą mieć wpływ na kierunek, w jakim będzie rozwijał się nasz styl.
Ale to jest moja opinia. Ktoś, kto np. tylko skupia się na swoich własnych projektach czy plakatach i rzadko realizuje zlecenia dla klientów, może mieć inne zdanie na ten temat. Wydaje mi się, że kiedyś (za czasów, gdy jeszcze studiowałam) bardzo ważne było mieć ten swój STYL ilustratorski. Jednak teraz uważam, że ważne jest, by być elastycznym, umieć wsłuchać się w potrzeby klienta i niejednokrotnie dostosować swój styl do konkretnego projektu. Co oczywiście nie zmienia faktu, że poruszam się w konkretnym obszarze stylistycznym. Jeśli ktoś poprosiłby mnie o wykonanie czegoś zupełnie realistycznego lub nie czułabym danego briefu, odmówiłabym takiego zlecenia i poleciłabym innego ilustratora.
Kiedy jest się pewną, że już ma się ten swój styl w ilustrowaniu?
Dobre pytanie! Ja chyba nadal nie czuję się tego pewna, natomiast czasem słyszę, że komuś podoba się „mój styl”, albo że bardzo lubi „taki styl” a według mnie każda moja praca jednak trochę inna. Być może jeśli ktoś z zewnątrz na to patrzy, to widzi tę spójność, np. w kolorystyce, podejściu do kompozycji lub sposobie rysowania postaci.
Kiedy zrozumiała Pani, że tworzenie ilustracji to „ten właściwy” kierunek kariery?
Chyba już w czasie studiów na Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. Potem jeszcze utwierdziłam się w tym przekonaniu na Erasmusie w Walii, gdzie chodziłam na świetne zajęcia z ilustrowania książek dla dzieci, ale też pracowałam nad animacją poklatkową. Jednak „wbicie się" w rynek ilustratorski wcale nie było takie proste i oczywiste. Po studiach zaczynałam w agencji reklamowej, dopiero po kilku latach trafiłam do studia animacji, gdzie mogłam już rozwijać się stricte ilustratorsko. Następstwem tego – po kolejnych kilku latach – było przejście na całkowity freelance i praca nad projektami z różnych obszarów ilustracji.
Czy zawód ilustratora jest trudnym zawodem?
Trudno odpowiedzieć jednoznacznie. Na pewno niektóre cechy pomagają w tym, by być ilustratorem. Mnie pomaga cierpliwość, introwertyzm (tak, bo jednak większość czasu pracuje się samemu), perfekcjonizm (co akurat nie jest powszechnie uznawane za jednoznacznie pozytywną cechę) i po prostu chęć realizowania projektów. Dla mnie jest to wymarzony zawód, który – owszem – wiąże się z pewnymi trudnościami, zwłaszcza jeśli jest się freelancerem: niestabilność zleceń, nieustanna potrzeba autopromocji i pozyskiwania nowych klientów, często długie siedzenie przed komputerem, a co za tym idzie problemy zdrowotne, takie jak bóle pleców. Z pewnością jest to praca bardzo satysfakcjonująca, jeśli już widzimy namacalny jej efekt, np. w postaci wydanej książki, deski skateboardowej z własną grafiką, puzzli z naszą ilustracją, animacji z tworzonymi przez nas ilustracjami czy plakatu związanego z jakąś akcją społeczną. Ponieważ ilustrację można wykorzystać na wielu polach, jako ilustratorzy możemy mieć tutaj wpływ na pewne elementy otoczenia, ale także na to, co trafia do rąk najmłodszych, więc mimo wszystko jest to też praca odpowiedzialna społecznie.
Wierzę też w to, że jeśli wypracuje się pewną rutynę i higienę pracy, można zminimalizować negatywne efekty uboczne. Mam nadzieję, że pomimo bardzo szybkiego rozwoju AI, potrzeba ilustracji tworzonych przez ludzi nie zaniknie i że będę mogła jeszcze długo pracować jako ilustratorka.
Woli Pani tworzyć obrazki do książek i broszur, czy rysunki na inne formaty, np. plakaty, opakowania? A może animacje?
Chyba najbardziej lubię pracować nad zleceniami, których efektem jest namacalny produkt (książka, puzzle, mural, plakaty, piny). Specjalizuję się jednak również w ilustracjach do animacji (typu video explainer), które stanowią dużą część moich zleceń.
Czy ilustrator dopisuje w wyobraźni ciąg dalszy ilustrowanych historii?
To wszystko zależy, ale na pewno wyobraźnia bardzo pomaga w tym zawodzie i czasem można „popłynąć” i dopisać w głowie niejedno zakończenie. Jednak często bywa tak, że po prostu przechodzi się do kolejnego zlecenia i brakuje przestrzeni na takie rozmyślania.
Jaki mógłby być ciąg dalszy historii o Złotówce według Pani?
Ta historia pozostawia szerokie pole do kontynuacji. Bardzo chętnie zastanowiłabym się nad możliwymi scenariuszami i je zaproponowała, jeśli będzie kiedyś taka możliwość.